poniedziałek, 14 lipca 2014

Od Azteka cd Cofe

 
- Cofy...- szepnąłem.
- Słucham?
- Dzięki, że się zgodziłaś.
- Jak miałam się nie zgodzić? - Powiedziała i cmoknęła mnie w policzek. Potem oboje zasnęliśmy.
Gdy obudziłem się rano, Cofy nie było. Wstałem, zmieniłem się w psa i napiłem się wody. Po chwili - również jako pies- wpadła Cofy. Wypaliła:
- Znasz Zarę?!
- Znam, a czemu pytasz?
- Byłam u Papaji, Zara też tam była. Kiedy jej o nas powiedziałam, wypluła kawę i wyszła.
- Sytuacja delikatnie mówiąc dziwna. Chyba powinienem z nią pogadać. - Powiedziałem i wyszedłem.
Zara siedziała przy studni. Podszedłem i powiedziałem:
- Dzień dobry, Zaro.
- Teraz "dzień dobry" a wtedy...
- Wtedy co?
- Wtedy nic.
- No właśnie: N I C!
- O co ci chodzi?
- O to, że ja nigdy nie robiłem ci nadzieji. To ty, sobie naobiecywałaś i tak wyszło. Rozumiesz hyba?
- Ale...
- Ale co?!
- Już nic. Czyli jesteś z Cofe i tak ma zostać?
- Tak właśnie. Lubię cię, ale kocham Cofy. I tyle mam do powiedzenia.
Zara po chwili wydusiła:
( Zara, skończ to)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz