Z dnia na dzień zapominałam o Duganie.Praca zajmowała mi czas na rozmyślanie,więc musiałam sie skupić na teraźniejszości.Po pracy,dziś akurat o 18,spotkałam Rubina,który chciał ze mną pogadać.
-Jak się masz? uśmiechnął się
-Tak jak zawsze. przewróciłam oczami,z ponurym wyrazem twarzy
-Dawno cię nie widziałem.
-Dobra,przyszedłeś tu w celach medycznych czy po to by mnie wkurzać?syknęłam ostro
-Zrób sobie w końcu wolne a nie.Od czasu odejścia Dugana,zrobiłaś się dziwna.
-Nie przypominaj mi o tym frajerze! Zniszczył całą rodzinę,mimo że obiecał że zawsze będzie przy mnie!Dlaczego ja go nie zabiłam.
-Bo go dalej kochasz. burknął
- Ta,i jeszcze co?Może mam w jaskini zrobiony na jego cześć ołtarzyk i się przed nim modlę?Hę?Ty sobie w ogóle nie zdajesz sprawy co złamane serce może oznaczać dla kobiety.Zaufałam mu a on jak to każdy facet musiał wszystko spieprzyć,zdradą!
-Może to też twoja wina po części?
Rzuciłam się na psa,szarpiąc go.Po chwili w furii zaczęłam go dusić,wbitymi w jego szyję,zębami.On kopnął mnie w brzuch,tylnią łapą i walnęłam o drzewo.
-Czemu go bronisz?! syknęłam z bólu,opanowując się
-Powinnaś była mu nie pozwalać odejść na tą idiotyczną wyprawę.Albo chociaż pójść z nim.
-Nie wiedziałam że zrobiłby mi coś tak paskudnego.A w sumie psy się zmieniają.Mówił że suki go raniły cały czas,tak pamiętam tą sytuację z Never.jak robił z siebie kozła ofiarnego.A tym razem on zranił mnie!Kłamca jebany! krzyknęłam
-Kerei,proszę cie daj sobie już z tym wszystkim spokój.To już się stało i nigdy drugi raz sie nie powtórzy.Weź się w końcu za życie.
Zmarszczyłam brwi.Robię z siebie dokładnie,stukniętą,popadniętą w depresję suke,która rozpacza o sukinsyna przez cholernie długi okres czasu.Może on ma rację.przez moje zachowanie cierpią nie tylko moi najbliżsi lecz także przyjaciele.Nim się obejrzałam,Rubina już nie było.Zostałam sama.Wbiłam pazury w ziemię ze łzami w oczach,ale po chwili zacisnęłam zęby ze złości.
-Już nikt nigdy nie będzie mnie ranił i poniżał w tak idiotyczny sposób! ruszyłam z nowymi postanowieniami co do siebie,poukładanymi w głowie,już w znacznie lepszym humorze.Nagle jakiś samiec,wyskoczył z ciemności przede mną,w pogoni za jakimś potworem i wyczerpany leżał,dysząc pod moimi łapami.Uniosłam brew z obojetnym wyrazem pyska.
(Ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz