Gdy przeszłam przez próg sfory,od razu zrobiło mi się nieswojo.Wszystko takie nowe,dzikie,niewygodne..Bałam się a serce waliło mi jak oszalałe.Byłam sama w środku lasu równikowego.Padał deszcz,więc skryłam się pod wielkiego liścia.Gdy przestało,wspięłam się ostrożnie na bananowca i wzięłam z niego banany.Wzięłam sobie na później.Nie wiedziałam czy znajdę tu lepsze pożywienie..Nagle przede mną stanął wielki tygrys.Nie mogłam się ruszyć.Podchodził coraz bliżej i bliżej a gdy już chciał się na mnie rzucić ktoś wpadł na tygrysa i udusił go swoimi zębami.To był jakiś pies.Uśmiechał się tylko do mnie łobuzersko jakby czekał na oklaski..
-Sama bym sobie poradziła.. mruknęłam i zadarłam nos
-Ta widać było właśnie..
-Chciałam mu uskoczyć na bok i walnął by się w pień drzewa.. wymyśliłam dość logiczne uzasadnienie mojego postępowania..
(Jakiś pies?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz