Doszliśmy tam dość szybko.Była to wielka plaża a na niej jakieś dziwaczne posągi jakby ptaków.Oprócz tego za nimi znajdowała się droga bez wyjścia - Góry. Łaziliśmy tak przez dłuższy czas po cieplutkim piasku,który parzył w łapy.Nika narzekała więc wziąłem ją na barana.Ciężka była ale dało się ją unieść.
Gdy przeszliśmy kawałek,a słońca zaczynało zachodzić,mieliśmy się zatrzymać tu na noc jednak coś nas stamtąd wygnało.Gdy Nika odpoczywała,ja chciałem złowić parę ryb na kolację,jednak przede mną wyskoczył wąż lub smok morski :
Pomału się wycofałem i wziąłem Nikę na grzbiet,gdy ta zaczęła wrzeszczeć.Smok zrobił się wtedy bardziej agresywny i zaczął nas gonić.Wspieliśmy się na jedną z tych dziwnych figur ptaków i tam zostaliśmy aż odpłynął.
-Dobrze że zniknął..powiedziałem
-Tak..
-Może już lepiej stąd chodźmy zanim nas coś gorszego pożre...
<Nika?brak weny :x>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz