-No chyba sobie żartujesz...jak już wyruszyliśmy to dojdźmy do końca... mruknąłem zły
-Nie,to nie ma sensu.. szepnęła dziewczyna sama do siebie
Spojrzałem na nią wkurzony i wyszedłem na drzewo.Usiadłem obok niej na gałęzi i gapiłem się w dół...
-Czemu nibym miał odrywać się od swoich problemów?Ja ich przecież nie mam..
-A Mystery??
-Nie,nie podchodzę do tego w ten sposób...dziewczyna ma mnie po prostu już dość..to nie ona jest moim problemem tylko ja jestem nim sam..zrozumiałem że tylko ja umiem wszystko spieprzyć...syknąłem
-Gdyby nie ta głupia impreza u Cofe może nic takiego by się nie stało.. dodałem przygnębiony
-Los tak chciał i daj sobie już spokój... powiedziała obojętnie a ja przemilczałem jej słowa.Wiedziałem ze muszę cierpieć za to co zrobiłem i odpokutować wszystkie swoje grzechy..
-Dobra nie ważne...wyrwałaś mnie z domu więc już nie zawrócę...
<Luna?gdzie ty zamierzasz iść? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz