- Wybiegłem z nory i pokierowałem się w stronę łowiska. Nie przepadam za
rybami, ale Cofy bardzo je lubi. Przybywszy tam, westchnąłem. Czemuż,
ah czemuż ryby! - pomyślałem. Już miałem zacząć mą mozolną i jakże
nieprzyjemna pracę, gdy podbiegł do mnie owczarek. Znałem go z widzenia,
gdzieś tam go spotkałem, ale chwila gdzie... To mogło być na imprezie u
Cofy. Pies, rozwiał moje przemyślenia.
- Jestem Sieghart, ale nie ważne. C H O D Ź!
- Ok, idę! - odparłem przejęty, domyślając się, o co może chodzić owemu podobnemu do Jellala psu.
Znaleźliśmy się przy mojej norze, gdzie Sieghart mrugnął do mnie
porozumiewawczo i odszedł. Papaya siedziała obok Cofy, która wylizywała
coś, co przypominało kłębek sierści.
- Mogłaś mnie zawołać wcześniej. - powiedziałem łagodnie i usiadłem.
- Nie trzeba było, poszło gładko. Masz tą rybę?
- Nie, nie zdążyłem, ale kto by się teraz martwił rybą?!
- Tak, masz rację. Spójrz jakie są śliczne, i rzeczywiście 3!
- Moja córka ma dar jasnowidzenia...
( Cofy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz